Witam kurwa,
zawsze tak chciałem zacząć i postanowiłem sobie tym razem nie odmówić. Dziś będzie trochę o pracy, lub jak wolicie, o tym na czym się znacie. Jeżeli jest to branża IT, telefony, auta, czy generalnie wszystko czego ludzie używają codziennie, a Ty akurat posiadasz na ten temat jakąś wiedzę zrozumiesz o czym chce powiedzieć, że wiedza jest piętnem. Ale o tym za chwilę.
Społecznym celem chyba wszystkich narodów i nacji (dobra nie licząc jebanych cyganów) jest to że masz pracować. Matka Cię karmi ojciec wychowuje, uczysz się słuchać poleceń i je wykonywać. I tak od pampersa do starczej pieluszki. Jestem akurat tym szczęściarzem, że lubię to co robię i ludzi z którymi pracuję. Mimo że to korpo to chuj da się przeżyć. Gdy do kogoś dojdzie, że jedziemy na tym wózku, robi się normalnie.
Pracuję w telekomunikacji, a żeby zawęzić pojęcie dodam, że w smyrofonach popularnie nazywanych smartfonami, dokładnie jestem ich testerem. Temat dość popularny w dzisiejszych czasach co jest moją zmorą. Dlaczego? Bo kurwa swoich znajomych mogę podzielić na kilka grup:
- 5% to ludzie którzy wiedza że istnieje, piszą do mnie, dzwonią by potwierdzić mój dalszy udział egzystencjonalny
- 95% czyli cała jebana reszta, która przypomina sobie o moim istnieniu w dwóch przypadkach:
Pierwszy zaczyna się zwykle tak – potłukłem/łam telefon. No i co ja poradzę kurwa? Mam powiedzieć że mi przykro i spróbować sobie wyobrazić jego obrażenia przy wieczornej kupie, zamiast po raz 100 przeczytać skład na etykiecie domestosa?! Gadka, gadka ile to może kosztować… Po uświadomieniu, że nie jestem infolinią serwisu i przypomnieniu że google.com działa tak samo dla niego jak i dla mnie, następuje koniec rozmowy.
Pozorny koniec rozmowy.
Jest tak kurwa pozorny jak spokój w moim głosie gdy odbieram drugi telefon od tej samej osoby w przeciągu kilku chwil. I teraz scenariusz jest zawsze taki sam, ale to kurwa zawsze… „Patrzyłem w serwisach i ceny straszne. Jezu jakie to drogie!” I słucham tego pierdolenia jakie to ludzie biedne, a ci w serwisach podłe że takie ceny. No kurwa drogie, a jakie ma być? Masz w ręku urządzenie wielkości paczki fajek, z którego możesz zadzwonić na każdy kontynent, ba… wysłać zdjęcie w dowolne miejsce na świecie i kurwa mówisz że drogie. Masz w nim ekran który wyświetla więcej kolorów niż oko człowieka może zobaczyć i mówisz że drogie. Potwierdzam, to nie ploty, wyświetlacz stanowi znaczącą część ceny telefonu i swoje kosztuje.
Teraz przychodzi ten moment tandetny jak sceny śmierci w polskich serialach… „Bo tu na allegro można kupić sam dotyk” … I to jest moment ciszy. Padł strzał i teraz cisza. Osoba po drugiej stronie telefonu czeka, aż się wyrwę z gratulacjami pomysłowości… Ten moment nie następuje, lata doświadczenia potwierdziły fakt, że odezwie się dopiero przy następnym potłuczonym ekranie. Czekam cierpliwie na pomysły rozmówcy. Pada upragnione – „A ile byś chciał za wymianę?” – wyczekane jak co miesięczny sms że Twój zakład pracy doładował Ci konto.
Nie czaję kurwa, naprawdę nie rozumiem czego oczekuje rozmówca. Czemu liczy, że fakt wiedzy na temat ich imienia i nazwiska sprawi że cena za usługę spadnie? Kurwa przecież w serwisie się możesz przedstawić i też ktoś do Ciebie zadzwoni i powie „Siema Zbychu za wymianę szybki będzie 150”. To jest jedna ze stron piętna posiadania jakiejś wiedzy. Ludzie przypominają sobie o Twoim istnieniu, ba, kurwa potrafią walczyć o numer telefonu do Ciebie. Stajesz się nadzieją, drogowskazem i wyrocznią, że kurwa tak będzie drogo.
Drugim przypadkiem kiedy mam okazję porozmawiać z 95% jest fakt, że czasami ludzie zmieniają telefony. Średnio dzieje się to raz na 24 miesiące. Rozmowa na ten temat również posiada swój schemat: „No cześć co u Ciebie?”
Zawsze gdy słyszę to pytanie staram się w głowie ustalić na jakim etapie ucichła nasza znajomość, żeby zacząć od jakiegoś momentu przybliżać swój współczesny życiorys, po czym mój mózg uświadamia sobie że przecież i tak chuj to kogoś obchodzi odpowiadam tak samo znamienne jak to pytanie „Wszystko spoko a u Ciebie?”. Kontynuując schemat rozmowy słyszę: „A u mnie wszystko dobrze. A wiesz co? Mój operator zaproponował mi zmianę telefonu i tak chciałbym zapytać co byś polecał…”
I tu jestem winien wyjaśnienie. Moja praca zmusza mnie do bycia na bieżąco z nowinkami i używania mnóstwa modeli wielu producentów. Tak, czuje się trochę lepiej, niż osoba pisząca na forum komentarz w stylu „ja używam telefonu x i jest świetny”. A co masz kurwa powiedzieć jak wybrałeś jakiś i nie masz jaj przyznać się, że widzisz w nim od chuja wad, ale nie rośnie na Twoim polu tyle cebuli, żebyś mógł pozwolić sobie na coś droższego.
Dalej schemat jest zawsze taki sam: z mojej strony pada kilka flagowych modeli producentów, bo nie oszukujmy się to warto kupić bo po prostu ma działać. Ktoś zainwestował hajs w to żeby to działało, opłacił ziomków co napisali na to oprogramowanie i takich jak ja co dbali o to żeby przypilnowali tych poprzednich żeby wszystko działało. Rozmówca po około 30 sekundach uświadamia mnie że za drogo i że on by chciał dobry i tani. Kurwa, to połączenie nie istnieje. Można wybrać złoty środek, ale niestety w moim przekonaniu elektronika i jej cena/jakość jest jak prawa i lewa ręka.
Przyjmijmy że jesteś praworęczny, tak dla schematu i wzorca. Nie kurwa, nie jesteś oburęczny w tym przykładzie. Masz dwie ręce: prawą i lewą. Prawą piszesz, jesz, obsługujesz myszkę, drapiesz się po dupie i robisz wiele innych czynności w których powierzasz mimowolnie swoje bezpieczeństwo i dokładność czynności. Masz też lewą rękę i co? Tak, zrobisz nią dokładnie to samo co prawą, pytanie w jakim stylu? Napiszesz bardziej jak lekarz, myszką będziesz kluczył jak rządowy samolot nad Smoleńskiem. Generalnie da się, ale jakość spada. Tak samo jak z rękoma jest z elektroniką, albo wybierasz zajebistą, albo odzywa w Tobie postać o popularnym nazwisku Goldman i po prostu żydzisz swoich monetek na coś z czego byś był bardziej zadowolony.
Wracając do rozmowy, która przeciętnie trwa około 20 minut, wybieramy jakiś złoty środek. Tematu dokonywania wyboru przez kobiety nie poruszam, bo już i tak czytasz i czytasz za co szacuneczek z mojej strony. „Dzięki, dzięki” ktoś się rozłącza a ja mówię „Do usłyszenia za 23 miesiące”.
Takie brzemię nosi cała masa branż. Patologiczne przypominanie sobie o znajomych gdy coś się po prostu spierdoli. Proszę pomyśl zanim przypomnisz sobie że ziomek ziomka którego poznałeś na jego osiemnastce czyli jakieś 8 lat temu zajmował się rzeczą która właśnie Ci się spierdoliła. Poczytaj, popatrz, chciej zrozumieć odpowiedź.
Błogosławieni czytający ze zrozumieniem.
czytam ze zrozumieniem, ale mi Cię nie szkoda. Ile robisz sam ze swojej strony, żeby zdobyć i utrzymać przyjaciół? Gdybyś ich naprawdę potrzebował i gdybyś miał ich wielu – tych dzwoniących raz na 2 lata ignorowałbyś na tyle, że nie chciałoby Ci się pisać takiego tekstu….
Na chuj mu takich przyjaciół? Nie uważasz?
Przecież cały myk w tym, że to ci co dzwonią uważają się za przyjaciół. ;)